Niedawno, po przeczytaniu na stronie sklepu wielu
pozytywnych opinii, kupiłam cukier waniliowy firmy Nielsen-Massey. Ten drobny zakup zapoczątkował lawinę zdarzeń,
które uświadomiły mi, że wszystko co wiedziałam o cukrze waniliowym było
całkowitą nieprawdą. Ale po kolei.
Mąż dziś mnie uświadomił, że to co do tej pory nazywałam
cukrem waniliowym wcale nim nie jest. Jeśli wczytamy się dokładnie w napisy na
torebce, zauważymy w składzie tego specyfiku substancję o niewinnej nazwie etylowanilina. Jeśli wczytamy się jeszcze
uważniej, zauważymy dodatkowy drobiazg: cukier nie nazywa się waniliowy. On nazywa się wanilinowy. Jedna malutka literka, a
jaka różnica. W ten oto sposób dowiedziałam się że przez całe życie desery
posypywałam wybornym wytworem przemysłu chemicznego.
Tyle dygresji, pora wrócić do mojego cudownego zakupu. Cukier
zawiera prawdziwą wanilię, co daje się wyczuć po pierwszym spróbowaniu. Różnica
w smaku i aromacie jest ogromna. Jeśli zauważycie gdzieś na półce w sklepie
cukier z prawdziwą wanilią (dowolnej marki), zachęcam do spróbowania.
Ja nauczyłam się kolejnej rzeczy: należy uważniej czytać
etykietki na produktach. A cukru wanilinowego
kupować nie będę.